Recenzja: Lek na śmierć (James Dashner)
Ostatnia część trylogii Jamesa Dashnera pozostawia więcej pytań, niż daje odpowiedzi. Słodko-gorzkie zakończenie nie satysfakcjonuje, wręcz rozłazi się w szwach. Szkoda. Szkoda. Szkoda. Nie będę jednak odmawiać Dashnerowi talentu. Jakby nie było stworzył coś nowego, coś zdecydowanie świeżego i wyróżniającego się na tle innych dystopii, które czytałam. I nie chodzi jedynie o to, że w końcu w roli głównej doczekaliśmy się chłopaka, co prawda przez większość stron „Leku na śmierć” zachowującego się jak rozkapryszony dzieciak, ale jednak! Bo to niezmiernie wciągająca historia, na kartach której znajdziecie nie tylko ciekawych bohaterów, ale też wartką akcję, całą masę znaków zapytania, a także neologizmów, od których nie sposób się nie uzależnić (KLUMP FOREVER).