Ostatnia część trylogii Jamesa Dashnera pozostawia więcej pytań, niż daje odpowiedzi. Słodko-gorzkie zakończenie nie satysfakcjonuje, wręcz rozłazi się w szwach. Szkoda. Szkoda. Szkoda. Nie będę jednak odmawiać Dashnerowi talentu. Jakby nie było stworzył coś nowego, coś zdecydowanie świeżego i wyróżniającego się na tle innych dystopii, które czytałam. I nie chodzi jedynie o to, że w końcu w roli głównej doczekaliśmy się chłopaka, co prawda przez większość stron „Leku na śmierć” zachowującego się jak rozkapryszony dzieciak, ale jednak! Bo to niezmiernie wciągająca historia, na kartach której znajdziecie nie tylko ciekawych bohaterów, ale też wartką akcję, całą masę znaków zapytania, a także neologizmów, od których nie sposób się nie uzależnić (KLUMP FOREVER).
Taaaaa…. Niektórzy z Was pytają, skąd wzięłam klumpy, smrodasy, sztamaki itd. Wszystko zaczęło się od Więźnia labiryntu, którego z perspektywy czasu oceniam zdecydowanie lepiej niż zrobiłam to w filmiku, który gdzieś tam kiedyś nagrałam. Może chodzi o to, że bardziej zżyłam się z bohaterami wykreowanymi przez Jamesa Dashnera, a może po prostu o to, że moim skromnym zdaniem to zdecydowane najlepsza część tej trylogii. Intrygująca. Osnuta aurą tajemnicy. Do tej pory pamiętam swoją dezorientację, gdy wraz z Thomasem trafiłam do Labiryntu. Nie ogarniałam slangu wymyślonego przez Streferów. Zastanawiałam się, o co w tym wszystkim chodzi. Pytania mnożyły się z każdą kolejną przeczytaną stroną.
Później przyszedł czas na nie mniej intrygujące, lecz nieco bardziej schematyczne Próby ognia. Dashner zaczął odsłaniać coraz więcej kart, pilnując jednak, by nie zdradzić nam wszystkiego. Bo czy DRESZCZ jest dobry? Dalej nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Nie po tym, czego dowiedziałam się czytając Lek na śmierć. Niby rozumiem motywy, którymi kierowała się ta organizacja. Ale czy pochwalam to, w jaki sposób realizowała swoje cele? No właśnie :-) Mimo iż ta trylogia dobiegła końca, Dashner nie odpowiedział na wszystkie pytania, które zrodziły się w mojej głowie. Nie pozostaje mi więc nic innego jak tylko sięgnąć po KILL ORDER, prequel, który otrzymałam od Roberta z bloga Czytanie moim tlenem, którego gorąco pozdrawiam! Mam nadzieję, że ta książka co nieco mi objaśni. Oby! Ach, Thomas! Dlaczego nie chciałeś odzyskać swoich wspomnień? :)