Remigiusza Mroza nie muszę Wam już chyba przedstawiać :)
Mówię o nim nieustannie, czy to na vlogu czy na fb. Rzadko zdarza się, bym uczepiła się jakiegoś autora jak rzep psiego ogona, żebym recenzowała na vlogu każdą kolejną jego książkę. No dobra…. Belforta też bym dalej czytała, gdyby uraczył nas jakimiś nowymi powieściami. Czekam!!! Tym razem nie będę jednak pisać i paplać o „Parabellum” (no prawie…. głosujemy na Parabellum –> http://bit.ly/1omS2jj BŁAGAAAAM! :D), a o jego debiucie literackim „Wieży milczenia” – świetnej powieści sensacyjnej z elementami kryminału, po którą w końcu sięgnęłam i która, jak się pewnie domyślacie, spodobała mi się. Uważam, że to dość ciekawa pozycja. Szkoda, że z tak marnymi szansami na ekranizację. Gdyby książka ta została wydana w języku angielskim, jestem przekonana, że prędzej czy później trafiłaby do Hollywood, a tak… Mówi się trudno i żyje dalej. Filmu pewnie nie zobaczymy, ale książkę przeczytać można, a nawet trzeba. Trzyma w napięciu. Zawiera wiele rozmaitych wątków. Cud, że autor się w tym wszystkim nie pogubił! Choć nie wszystkie wątki mnie przekonały i tu mam na myśli te na tle religijnym, to mimo wszystko jestem na TAK. Oto duże, ogromniaste TAK! Uwielbiam!!!! I choć trudno przepchnąć mi te słowa przez klawiaturę…. chętnie przekażę tę książkę dalej, bo już raczej do niej nie wrócę. Oto książka na raz. Ale za to jaka!