„Zawsze chciałem zostać archeologiem!” – nóż mi się w kieszeni otwierał za każdym razem, gdy słyszałam to zdanie, gdy odpowiadałam na pytanie, co studiuję. Dlaczego? Ach, to rozmarzone spojrzenie moich rozmówców! Te wszystkie skarby i starożytne cywilizacje czekające na odpowiedni moment, by je odkryć. Ten wiatr we włosach, te wielkie przygody! I te wszystkie stereotypy genialnie obalone przez Martę Guzowską w „Ofierze Polikseny”, po którą koniecznie musicie sięgnąć :)
Bo archeologia to nie Indiana Jones, Lara Croft, tudzież inny hollywoodzki wymysł. Wykopy raz są przyjemne, raz nie. Wszystko zależy od miejsca i oczywiście ludzi, z którymi pracujemy. Jeśli trafi się na dobrą ekipę, nie będą przeszkadzać Wam niedogodności w postaci brudu, upałów czy ulew. Pracuje się w różnych warunkach, przy różnych temperaturach i nie zawsze na ciekawych stanowiskach. Klęczenie kilka godzin w wykopie i ściąganie kolejnych warstw bywa żmudne, zwłaszcza, gdy nie wychodzą żadne zabytki. Można się wtedy zanudzić na śmierć. Serio! Kiedyś z koleżanką straciłyśmy cierpliwość, gdy wszystkim wokół nas coś wychodziło, a nam nic. Gdy po ponad tygodniu zostałyśmy przeniesione z tego jałowego wykopu w inne miejsce, normalnie skakałyśmy ze szczęścia. Także bywa różnie. Niektóre wykopy wspominam miło. Inne niekoniecznie. Jeden z nich był tak dramatyczny, że robiłam wszystko, by uciec z niego i to jak najszybciej. Po 8 godzinach pracy na wykopie i powrocie do bazy, przez kolejne 8 godzin myłam kawałki ceramiki, strasznie przy tym kalecząc palce, byleby jak najszybciej odbębnić praktyki, jak najszybciej wrócić do domu. W moje ślady poszły też inne osoby. Kadra nie dopisała :) I nie piszę tego po to, żeby zniechęcić Was do archeologii, jeżeli ktoś z Was planuje te studia. Po prostu piszę jak jest. Choć nie zawsze było kolorowo, gdybym teraz raz jeszcze miała wybrać studia, znowu postawiłabym na archeologię. Taka tam dygresja. Często pytacie mnie o archeologię, a nie mam za bardzo kiedy Wam o tym poopowiadać. Teraz nadarzyła się po temu wspaniała okazja. Wszystko za sprawą świetnie skonstruowanego kryminału archeologicznego Marty Guzowskiej, który wciąga od pierwszej strony, który zawiera pełne zjadliwego humoru dialogi, a także niesamowicie wyrazistych bohaterów. Dlaczego zakochałam się w „Ofierze Polikseny”, a co więcej w głównym bohaterze tej powieści? Zapraszam do oglądania :)
W związku z tym, że na kartach „Ofiary Polikseny” pada nazwisko Heinricha Schliemanna, których w latach 1871-1873 odkrył pozostałości starożytnej Troi, nie mogłam sobie odmówić pokazania Wam niektórych zabytków z tzw. Skarbu Priama, który spoczywa w Muzeum Puszkina w Moskwie. Szczególna efektowna jest zwłaszcza złota biżuteria: diademy, kolczyki, złote ozdoby do włosów i paciorki. Skarb ten liczył podobno 8833 przedmioty ze złota i srebra, elektronu i miedzi. Poza biżuterią zawiera m.in. złotą sosjerkę w kształcie łódki, złotą flaszę w kształcie granatu, różne wazy o formach antropomorficznych oraz cztery topory z polerowanego kamienia.
Poniżej żona Schliemanna w biżuterii odkrytej w Troi oraz rekonstrukcja stroju stworzona przez Christopha Haußnera, rysownika, który uczestniczył w badaniach na tamtejszym stanowisku w latach 1996-1998.
Fot. Wikipedia
Książka wydana przez Wydawnictwo W.A.B.
Cena: 39,99 zł
Pingback: TYDZIEŃ BLOGOWY #6 | Wielki Buk()